Fragmenty korespondencji J. Kostrzewskiego z Departamentem Sanitarno-Epidemiologicznym Ministerstwa Zdrowia, przedstawiającej pogląd profesora na organizację i wyposażenie szpitala zakaźnego (1952 r.).
Prof. dr Józef Kostrzewski z zespołem współpracowników. Stoją od lewej: Jan Kostrzewski, Bronisław Mach, Stanisław Wilkoń, Stanisław Kownacki, Kazimierz Ulewicz. Siedzą od lewej: Uruska, Maria Szarek (Pracownia Bakteriologiczna), Donheizerowa, Irena Weinerowa. (Nazwiska lekarzy zaczerpnięte z artykułu prof. B. Macha).
W początkowym okresie zainteresowania naukowe J. Kostrzewskiego koncentrowały się na działalności badawczej i laboratoryjnej zmierzającej do wyjaśnienia patogenezy wielu, mniej lub bardziej powszechnie występujących chorób zakaźnych, między innymi czerwonki, żółtaczki, nosacizny, papuzicy i duru brzusznego. Obserwując przypadki zgonów chorych na wściekliznę, nawet osób szczepionych, zwracał uwagę na niską skuteczność podawanej szczepionki i zdecydowanie promował prowadzenie szczepień u psów. Praca - Badania nad własnościami surowicy krwi osób uodparnianych przeciw wodowstrętowi - stała się podstawą przyznania J. Kostrzewskiemu przez Radę Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego w listopadzie 1922 roku tytułu docenta chorób zakaźnych.
Tematyka badań i opracowania prof. Kostrzewskiego należy dziś w dużej mierze do klasycznych pozycji bibliograficznych z zakresu kliniki chorób zakaźnych. Opublikował 85 prac. Pierwsza - O odczynie Cammigde'a - pojawiała się w Przeglądzie Lekarskim w 1909 roku. Ostatnia, napisana wraz ze współpracownikami, poświęcona była przypadkom duru brzusznego w Domach Akademickich w Krakowie w 1957 roku.
Profesor Kostrzewski prowadził badania bakteriologiczne, serologiczne i epidemiologiczne, ale, mimo skromnych wówczas możliwości technicznych, także te dotyczące biochemii i metabolizmu w chorobach zakaźnych.
W latach 1920-1925 skoncentrował się na badaniach dotyczących bakteriologii i serologii czerwonki. Był w gronie pierwszych badaczy, którzy we krwi chorych na czerwonkę potwierdzili obecność drobnoustrojów wywołujących to schorzenie (w 1923 roku).
Uważał, że istotą większości zachorowań na dur brzuszny jest przestrojenie ustroju pod wpływem różnych czynników, które zmieniały właściwości Bacterium coli (1930 rok). W 1932 roku opisał nawrotowy dur wysypkowy, a w kilku innych pracach zachorowania na dur brzuszny w Polsce.
Zwracał uwagę, że niektóre surowice odpornościowe wpływały na organizm chorego nie tylko w wyniku działania zawartych w nich przeciwciał. Jako jeden z pierwszych zwrócił uwagę na znaczenie obecności obcogatunkowego białka w surowicach odpornościowych. Już wówczas uważał, że białko to wprowadzone pozajelitowo wywołuje reakcje wzmagające siły obronne ustroju do walki z zakażeniem.
W publikacjach które ukazały się w latach 1925-1937, przedstawił własną hipotezę o nieswoistym działaniu leczniczym surowicy przeciwbłoniczej i innych surowic, jako białka obcogatunkowego. Za najlepszą swoją pracę uważał artykuł Immuno- i proteinoterapia, opublikowany w Polskiej Gazecie Lekarskiej w 1925 roku. Warto tutaj przytoczyć końcowy fragment tej pracy, gdyż oddaje ducha ówczesnych rozpraw naukowych i podkreśla swoisty styl pisarski Profesora:
Jakby się przedstawiała sprawa leczenia swoistego, gdyby w jego początkach myślą przewodnią kierowała nie ówczesna wiara w obojętność surowicy normalnej – ale gdyby podstawą jej był dzisiejszy pewnik co do potęgi urazu białka obcogatunkowego, wprowadzonego do ustroju droga nienaturalną.
Był pionierem nowoczesnej dietetyki w chorobach zakaźnych. Wbrew dawnym poglądom, że "gorączki nie należy żywić", zniósł ograniczenia dietetyczne i stosował swobodę w odżywianiu gorączkujących chorych.
Po II wojnie światowej, w latach 1947-1959, zainteresowania prof. Kostrzewskiego dotyczyły badań biochemicznych i przemiany materii w chorobach zakaźnych. Swoją uwagę skierował głównie na patogenezę i terapię tężca. Przedstawił oryginalny pogląd o zaburzeniach gospodarki acetylocholinowej, jako istocie tężca. Uważał, że toksyna tężcowa inicjuje patologiczne przemiany mediatorów skurczu mięśniówki i stwierdził, że insulina hamuje syntezę acetylocholiny. W efekcie wprowadzono insulinę do leczenia tężca. Wyniki badań z tego okresu oraz doświadczenie kliniczne związane z obserwacjami i leczeniem chorych prof. Kostrzewski zawarł w monografii Tężec, wydanej po raz pierwszy w 1954 roku i dwukrotnie wznawianej do 1960 roku. Profesor zwracał uwagę na to, że tężec, określany przez niego „jadzicą”, tylko wówczas pojawiał się w pełnym obrazie klinicznym, gdy jad dostawał się do ustroju z pominięciem ośrodkowego układu nerwowego, zwykle drogą podskórną lub domięśniową. Był zwolennikiem poglądu, że jad tężcowy działa tylko obwodowo, objawy zaś z ośrodkowego układu nerwowego są odruchem na bodziec wywołany jadem, a istotą choroby jest zaburzenie gospodarki acetylocholiną.
Prof. Kostrzewski uważał, że nic nie zwalnia lekarza od obowiązku przestrzegania profilaktyki, zgodnej ze współczesnym stanem wiedzy, w każdym przypadku, w którym zachodzi obawa zakażenia rany tężcem. W związku z tym, że tego typu zakażenia dość często były przedmiotem rozpraw sądowych, stwierdził:
Lekarz winien odpowiadać przed sądem nie za wynik swoich poczynań, lecz za sposób i intencje, z jakimi je przeprowadził.
Poza wspomnianymi badaniami nad patofizjologią i kliniką tężca, prof. Kostrzewski publikował artykuły poświęcone innym chorobom zakaźnym: czerwonce, durowi wysypkowemu, durowi brzusznemu, żółtaczce zakaźnej (w owych czasach tak określano leptospirozę), błonicy i wściekliźnie.
Opublikował też kilka monografii. Poza wspomnianym już Tężcem, w 1927 roku ukazała się Czerwonka bakteryjna, w 1938 roku Błonica, w 1946 Dur brzuszny i w 1947 O kilku ostrych chorobach zakaźnych, poświęcona między innymi błonicy, nosaciźnie, żółtaczce zakaźnej i durowi wysypkowemu.
Należy również wspomnieć o publikowanych kilku wnikliwych ocenach wydawanych w owym czasie podręczników z zakresu epidemiologii i chorób zakaźnych.
Józef Karol Kostrzewski był niezwykłym człowiekiem - lekarzem, mikrobiologiem i epidemiologiem, a jednocześnie miłośnikiem książek, literatury i Tatr. Jego życie i to czego w nim dokonał stanowią bardzo istotny rozdział w epidemiologii i polskim zakaźnictwie.
We wspomnieniach jego współpracowników wyłania się obraz niezwykle sumiennego lekarza-społecznika, osoby o szerokich horyzontach, skromnej, a jednocześnie nieprzystępnej. Jednak za z pozoru przesadną surowością krył się człowiek dobry i wrażliwy, ze szczególnym szacunkiem odnoszący się do kobiet i wykonywanej przez nie pracy. Był też taternikiem, a także wielkim miłośnikiem książki i literatury pięknej. Legendarna była jego punktualność. Był doskonale wykształcony i obdarzony wyjątkową intuicją oraz talentem diagnostycznym. Posługiwał się nieco archaiczną, choć znakomitą polszczyzną, skrzętnie unikając obcych wyrazów. Z niezwykłą konsekwencją podkreślał dokonania i badania polskich uczonych, a w terapii stosował głównie polskie leki. Był osobą pozbawioną jakichkolwiek uprzedzeń rasowych czy światopoglądowych. Pracowali z nim nie tylko Polacy, ale także stanowiący znaczną część społeczeństwa - Ukraińcy i Żydzi. Ich pochodzenie nie miało żadnego znaczenia. Warunkiem zatrudnienia była jedynie zdolność podporządkowania się narzuconym przez profesora surowym regułom panującym w szpitalu.
Z jednej strony był człowiekiem mijającej już epoki, z drugiej strony badaczem śmiało wyprzedzającym swoimi zapatrywaniami ówczesne czasy. Jego poglądy na zmienność drobnoustrojów były przez długie lata źródłem ostrej krytyki ze strony innych przedstawicieli środowiska naukowego i zyskały oficjalne uznanie dopiero w okresie po drugiej wojnie światowej. Miał również oryginalne spojrzenie na leczenie surowicą chorych na błonicę i tężec, co znajdowało wyraz w jego metodach terapii. W okresie przed pojawieniem się chemioterapeutyków i antybiotyków opracował i wprowadził do praktyki oryginalne metody leczenia oparte na wnikliwej analizie patogenezy chorób, przede wszystkim duru brzusznego, czerwonki, błonicy i tężca. Nigdy nie odszedł nawet w najmniejszym stopniu od dewizy, której skrupulatnie przestrzegał i której wymagał od swoich współpracowników:
" w szpitalu najważniejszy jest chory, potem salowa, pielęgniarka, lekarz,
a na ostatku ja"
Nie założył własnej rodziny i całe swoje życie poświęcił chorym, kierując się zasadą - salus aegroti suprema lex esto (łac.: „dobro chorego powinno być najwyższym prawem”).
W okresie międzywojennym wniósł bardzo znaczący wkład w rozbudowę i wyposażenie Szpitala św. Łazarza. Krótko przed wybuchem wojny główny budynek oddziału zakaźnego został unowocześniony. Sale chorych odpowiednio rozmieszczone i urządzone umożliwiały izolację chorych. Wyposażone były w sieć telefoniczną przeznaczoną do użytku chorych, dzięki której izolowani, leżąc w łóżkach, mogli porozumieć się z bliskimi. W budynku były też niewielkie mieszkania wyposażone w łazienki przeznaczone dla pracownic, które nie musiały dojeżdżać do pracy z niekiedy odległych miejsc zamieszkania. W tym miejscu warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden bardzo istotny aspekt związany z pracą w oddziałach chorób zakaźnych. W zachowanym do dziś piśmie skierowanym do kierownictwa szpitala, trzy pracownice oddziału wskazują na trudności związane z wynajmem pokoju czy czy innego lokum, gdyż właściciele lub współlokatorzy, w obawie przed zarażeniem chorobą przeniesioną ze szpitala i zachorowaniem, odmawiali im prawa do zamieszkiwania w sąsiedztwie.
Niestety wiele z tych stworzonych w szpitalu udogodnień zostało zniszczonych w czasie wojny przez okupantów dokonujących przeróbek pomieszczeń dla własnych celów.
W czasach, w których przyszło działać J. Kostrzewskiemu - w okresach wojen światowych i latach międzywojennych - sytuacja epidemiologiczna w kraju była niezwykle trudna. Powodem był, między innymi, dramatycznie zły stan higieny i oświaty sanitarnej. Ponadto, w przypadku pojawiania się zachorowań na wiele chorób zakaźnych, brak było możliwości podjęcia działań profilaktycznych w postaci szczepień oraz - przy braku antybiotyków - również skutecznej terapii. Okresowo i epidemiczne występujące schorzenia takie jak dur brzuszny, poliomyelitis (choroba Heinego i Medina), gruźlica, czerwonka, tężec, bakteryjne zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych czy błonica, często stawały się przyczyną znaczącej liczby zgonów.
Praca z chorymi, bez dostępu do leków mogących w przypadku zakażenia ocalić życie, wymagała nie tylko poświęcenia i dyscypliny ale także odwagi. Profesora Kostrzewskiego cechowała głęboka świadomość ryzyka z jakim musiał się mierzyć zarówno on sam jak i personel oddziału. Odpowiedzialność za nich była powodem wprowadzenia surowej dyscypliny i bezwzględnego jej egzekwowania.
Od początku drugiej wojny światowej Profesor praktycznie zamieszkał w swoim gabinecie w Oddziale Szpitala Św. Łazarza. Powodem tej decyzji była chęć zapewnienia bezpieczeństwa chorym i utrzymania stałego kontaktu ze współpracownikami w okresie, gdy represje ze strony okupanta oraz poniżające traktowanie personelu szpitala, były na porządku dziennym.
Oddziały zakaźne w owym czasie nie były chętnie odwiedzane przez Niemców, którzy z wiadomych względów obawiali się zakażenia. Mimo że formalnie kierowali poszczególnymi oddziałami, bezpośredni kontakt z chorymi mieli na ogół polscy lekarze i pielęgniarki. Wielu Niemców doceniając wysokie kompetencje polskich lekarzy korzystało z ich umiejętności mimo oficjalnych zakazów w tym zakresie.
W pomieszczeniach oddziałów zamieszkiwało kilku asystentów prof. Kostrzewskiego, między innymi Bronisław Mach – następca profesora na stanowisku Kierownika Kliniki, Władysław Król – późniejszy profesor kardiologii i kierownik jednej z krakowskich klinik i balneolog Jan Mrozek. Pod pretekstem choroby w oddziale umieszczano też wiele młodych osób, chroniąc je w ten sposób przed wywozem na roboty do Niemiec. Chorych więźniów przywożonych przez gestapo z więzienia na Montelupich, Kostrzewski przetrzymywał możliwie jak najdłużej, co niektórym z nich pozwoliło uratować życie.
Pod koniec 1944 roku Niemcy likwidując swoje placówki, przekazali kierownictwo całego szpitala Kostrzewskiemu i zachęcali personel lekarski do wyjazdu na Zachód, ale nikt spośród Polaków z tej oferty nie skorzystał.