Strona główna

J. Kostrzewski

Strona główna

J. Kostrzewski

Prace w programach Światowej Organizacji Zdrowia nosiły nie tylko charakter konferencji naukowych ale były ściśle powiązane z pracą w terenie. Docieraliśmy w różnych krajach do poszczególnych miast i wsi. do szpitali i ośrodków zdrowia, do poszczególnych domów i rodzin. Niektóre zadania wymagały odwiedzenia w ciągu kilku tygodni kilku krajów [...] i terenowej oceny sytuacji [...]. Na tę pracę trzeba było poświęcić urlopowe miesiące. Był to pracowity, ale niezwykły urlop. Praca w tych programach była wielką lekcją geografii i socjologii. Była również wielką przygodą.

                                                                                                                                   Jan Kostrzewski

Maria-Elżbieta, żona prof. Artura Gałązki - jednego   z ulubionych i wysoko cenionych uczniów J. Kostrzewskiego, po śmierci męża w 1999 roku napisała m.in.:

 

Drogi nam Profesorze – bardzo często był Pan obecny w naszych rozmowach. Wieczorami wspominaliśmy nasze wspólne spotkania w Genewie. Zawsze było to duże wydarzenie, kiedy witaliśmy pana w naszym skromnym mieszkanku. [...] Pewnego majowego wieczoru 1999 roku, kiedy mój Artur leżał w szpitalu, rozmawialiśmy sobie o naszych planach i nagle mąż zmienił temat.

„Wiesz – miałem wielkie szczęście w życiu.

Miałem cudownego Ojca i Wspaniałego Nauczyciela w osobie Profesora J. Kostrzewskiego. Wielu nie zaznało tego szczęścia.”

Były to prawie ostatnie Jego słowa prze śmiercią, skierowane do mnie. Nie wiedziałam, że ten wieczór będzie ostatnim w naszym wspólnym życiu. Mąż odszedł nagle kilka godzin później.

Kochany Profesorze Kostrzewski. Przysłowie mówi, że Mistrza poznaje się po jego Dziele.

Opus laudat artificem.

Dziękujemy, że Pan był. Mam nadzieję, że mój Artek jest szczęśliwy „TAM”, mając u swego boku dwie osoby, które ukochał najbardziej.

Dyplom ten był nie tylko moim własnym dorobkiem, ale również dorobkiem całej służby przeciwepidemicznej w Polsce lat pięćdziesiątych. Początkowo nie zdawałem sobie sprawy z tego jak duże znaczenie miało uzyskanie tego dyplomu dla dalszej działalności mojej i moich kolegów.

                                                                                                                                    Jan Kostrzewski

JAN KAROL KOSTRZEWSKI - SPOJRZENIE NA MEDYCYNĘ


Czego oczekiwałby od lekarza człowiek, który znalazłby się w stanie bezpośredniego zagrożenia życia własnego, lub kogoś z bliskich? Szukałby wtedy i oczekiwał od medycyny i lekarza, który stałby przy łóżku chorego przede wszystkim skutecznej pomocy, wierzyłby w niego i w nim skupiał całą swoją wiarę i nadzieję. Tego oczekuje od nas każdy chory człowiek, tego wymagają jego najbliżsi i tym oczekiwaniom pragniemy sprostać. Droga jest jedna. Musimy naszą wiedzę, doświadczenie medyczne wzbogacać i pomnażać. Medycyna z nauki empirycznej, opierającej się na zmysłach i doświadczeniu staje się coraz bardziej nauką ścisłą, opierającą swoje działania na obiektywnych przesłankach. Osiągamy to w dużej mierze dzięki pomocy nowoczesnej techniki, która zwielokrotnia nasze możliwości poznawcze. Wzbogaca nasze spostrzeżenia zdobywane za pomocą wzroku, dotyku, słuchu czy innych zmysłów, które nie zawsze są, i nie mogą być, dostatecznie czule lub obiektywne. Nie chcemy i nie możemy wyłącznie na nich polegać. Ale wskutek tego, często sprzęt, czy urządzenie, staje pomiędzy pacjentem a lekarzem. Można nawet powiedzieć, że coraz częściej pacjent staje przed aparatem, a nie przed lekarzem bezpośrednio. Jednak za aparatem tym zawsze stoi człowiek, którego zadaniem jest pomóc choremu. Pragniemy jak najlepiej służyć choremu, ratować jego zdrowie i życie, działając w oparciu o naszą wiedzę jak i doświadczenie oraz możliwości techniczne. Zmienia się styl i charakter pracy lekarza. Jest to jednak nieuchronna konieczność podyktowana dobrze pojętym obowiązkiem służby choremu. Twierdzenie, że swój wielki postęp medycyna zawdzięcza technice, jest częściowo słuszne. Ogromny rozwój medycyny zawdzięczamy również dynamicznemu rozwojowi nauk medycznych w dziedzinie fizjologii, patologii, biochemii, biofizyki. Zasadnicze znaczenie posiada również organizacja pracy i organizacja ochrony zdrowia. Dziś już, najczęściej, nie sam lekarz opiekuje się chorym. Jednym i tym samym chorym zajmuje się częstokroć zespól różnych ludzi od rejestratorki, przez pielęgniarkę, laboranta do lekarza, a raczej lekarzy, i to różnych specjalności. Chory trafia do różnych pracowni, gabinetów, a nawet zakładów, gdzie przeprowadzane są poszczególne elementy bądź rodzaje badań. Niewątpliwie w jakimś sensie wpływa to na osłabienie indywidualnych więzi między pacjentem a lekarzem, jako jednostką o określonej osobowości. Każdy z przeprowadzających badania zna tylko pewien wycinek i niewiele może powiedzieć bezpośrednio choremu o jego ogólnym stanie zdrowia. Zawsze jednak, jak w każdym zespole, rolę koordynatora tych poczynań spełnia lekarz, który kieruje postępowaniem diagnostycznym i leczeniem. I na tym lekarzu spoczywa największa odpowiedzialność oraz obowiązek nawiązania bezpośredniego kontaktu z chorym. Jeśli powstaje w odczuciu pacjenta wrażenie oddalenia lub osłabienia więzi psychicznej z tym właśnie lekarzem, to jest to, z pewnością, niepożądane zjawisko. Ale niezależnie od roli i odpowiedzialności lekarza prowadzącego chorego, każdy lekarz i każdy pracownik służby zdrowia, każdym swoim czynem i całym postępowaniem, powinien dawać dowód troski i właściwie pojętego szacunku dla człowieka, który oddaje się w ręce pracowników służby zdrowia i ucieka się pod opiekę zakładu służby zdrowia jako instytucji. Powiem nawet więcej. Coraz większą rolę w kształtowaniu właściwego stosunku do chorego, troskliwości i delikatności, odgrywa w tych nowych warunkach zespołowego działania zakład służby zdrowia, jego styl działania i atmosfera. Z konieczności niewiele więc pozostaje z dawnej intymności stosunku jaki wytwarzał się między lekarzem a chorym. Powstaje nowy układ. Rzecz w tym ażeby działania tego złożonego aparatu, który obecnie zajmuje się chorym, odznaczały się nie tylko skutecznością, ale i - myślę, że będzie to właściwe określenie - kulturą stosunku do chorego.

Nigdy dotąd wydarzenia ze świata medycyny nie zajmowały tak szeroko uwagi społeczeństwa, i jak obecnie, nie figurowały na pierwszych stronach gazet, urastając do rangi spraw pierwszej wagi. Niewątpliwie wiadomości te kryją w sobie niejednokrotnie element sensacji. Presja opinii społecznej jest tak wielka, a ciekawość tak ogromna, że relacje o najnowszych osiągnięciach medycyny nabierają tego charakteru w prasie codziennej. Jednak wiadomości prasowe pomijają zazwyczaj drugą stronę zagadnienia, dotyczącą trudu, wysiłku i odpowiedzialności lekarzy przystępujących do nowych i niezwykle odpowiedzialnych przedsięwzięć medycznych podejmowanych w celu ratowania życia danego człowieka i torowania drogi dla ratowania życia wielu innych ludzi. Pisząc o samych osiągnięciach, często o tych właśnie sprawach prasa codzienna zapomina. Ale one istnieją. My, lekarze stykamy się z nimi na co dzień, na każdym kroku. Odpowiedzialność, ale zarazem świadomość ryzyka ewentualnego niepowodzenia - to nieodłączny rys i cecha naszego zawodu. Często pacjent i jego rodzina nie zdają sobie sprawy z tego, przedmiotem ilu i jak głębokich przeżyć i jak wielkich wysiłków jest on dla lekarza.

Prawdą jest, że zawód lekarza czy pielęgniarki ma wiele z powołania. Stąd szczególne wymagania, jakie stawiane są przed jego przedstawicielami. Współczucie, szacunek i wyrozumiałość dla pacjenta to cechy, które od zarania medycyny nierozerwalnie były, są i w przyszłości powinny być z nią związane. Jest to ważny element odgrywający wielką rolę w naszej pracy. Jest to sprawa kultury lekarza, pielęgniarki, czy każdego innego pracownika służby zdrowia w czasie pełnienia powinności zawodowych. To sprawa taktu i umiejętności postępowania z chorym człowiekiem. Są to podstawowe kanony postępowania lekarskiego i o tym każdy lekarz winien zawsze pamiętać. Ale lekarz w ciągu całego swego zawodowego życia nie może utrzymywać się w stanie ciągłego napięcia emocjonalnego. Ze względu na dobro chorego, ten ładunek emocjonalny musi przyjąć odpowiednią formę obiektywnej, ale i pełnej humanizmu troski o chorego. Ponadto zarówno od lekarza i pielęgniarki, jak i od każdego pracownika służby zdrowia, oczekujemy postępowania pełnego taktu, zrozumienia i wyrozumiałości również w stosunku do rodziny oraz osób najbliższych chorych, którzy pozostają w naszej opiece; rodzina i bliscy, podobnie jak sam chory, oczekują od nas. od służby zdrowia, takiego właśnie stosunku. I mają po temu prawo. Te właśnie cechy wyróżniają nasz zawód, czyniąc go nieporównywalnym z żadnym innym. Cechy te winny znaleźć szczególnie głębokie zrozumienie i urzeczywistnienie. Podkreślam jeszcze raz, stawiane tu wymagania odnoszą się nie tylko do lekarza, ale do wszystkich pracowników służby zdrowia. Wszyscy oni decydują, w ostatecznym rozliczeniu, o poziomie świadczeń i o skuteczności działania naszej służby zdrowia jako całości, oraz o właściwym pełnieniu jej funkcji społecznych.

Nie oczekujmy od lekarza filantropii i miłosierdzia. Stworzyliśmy szeroki dostęp do współczesnych zdobyczy medycyny i ochrony zdrowia. Dzięki działalności zapobiegawczej, chorych i poszkodowanych jest coraz mniej. Wzrasta natomiast liczba ludzi, którzy zawdzięczają jej swoje zdrowie. Nie zdają oni sobie sprawy i nie wyczuwają zależności jaka zachodzi między tą szeroką działalnością typu społecznego, a jego indywidualnym losem. Humanizm medycyny współczesnej, pojmowany jako powszechna troska o zdrowie całego społeczeństwa i przyszłych pokoleń, powinien się wyrażać w szeroko pojętym współuczestnictwie.

 

Zachowany w formie maszynopisu wywiad jakiego udzielił J. Kostrzewski w czerwcu 1969 roku, noszący tytuł "Człowiek i medycyna".

prof. dr hab. n. med. Danuta Koradecka, dr hab. inż. Dariusz Pleban, prof. nadzw. CIOP-PIB

Profesor Jan Karol Kostrzewski – czy są jeszcze tak znakomici uczeni wśród nas?

Bezpieczeństwo pracy - nauka i praktyka; 8/2016

 

Kiedy zapoznajemy się z sylwetką tego wybitnego naukowca i polityka nasuwają się dwa, przenikające się pytania: jaki był dorobek profesora J. K. Kostrzewskiego i co Mu zawdzięczamy? Odpowiedzi na te pytania można udzielić nie tylko za pomocą dużych liczb: ok. 280 prac (z dziedziny epidemiologii, kliniki chorób zakaźnych, mikrobiologii i zdrowia publicznego), 5 ustaw, 39 rozporządzeń Rady Ministrów i 104 rozporządzenia Ministra Zdrowia i Opieki Społecznej przygotowane i opublikowane w okresie pełnienia przez profesora J. K. Kostrzewskiego wymienionych funkcji publicznych (jedna z tych ustaw, dotycząca zwalczania chorób zakaźnych była na tyle „nowoczesna”, że od wydania w 1963 r. obowiązywała przez 38 lat!). Jego zasługi dla rozwoju w Polsce nowoczesnej epidemiologii, stanowiącej podstawę zdrowia publicznego są fundamentalne. Był inicjatorem epidemiologii chorób niezakaźnych, która w latach 60. ubiegłego wieku zaczęła się rozwijać w Polsce z relatywnie niewielkim opóźnieniem w stosunku do krajów Europy Zachodniej i dużo wcześniej niż w innych krajach Europy Wschodniej. Zaowocowało to pionierskimi, długofalowymi epidemiologicznymi badaniami przewlekłych chorób układu oddechowego w Krakowie (prowadzonych w latach 1968 – 1991). W wyniku tych badań terenowych na podstawie ponad 11 tys. wywiadów zostały opracowane pierwsze mapy poziomów zapylenia Krakowa.

 

[…] w historii Centralnego Instytutu Ochrony Pracy zapisało się przewodniczenie przez profesora J. K. Kostrzewskiego pracom Rady Naukowej. W latach 1981 r. do 1991 r. pełnił funkcję przewodniczącego Rady Naukowej CIOP, przyczyniając się nie tylko do rozwoju i doskonalenia pracy Instytutu, ale także do zwiększenia skuteczności ochrony człowieka w procesach pracy dzięki pracom realizowanym w ramach koordynowanych przez Instytut interdyscyplinarnych programów: Programu Węzłowego 10.6 „Zwalczanie zagrożeń zawodowych i ochrona człowieka w procesie pracy” oraz Centralnego Programu Badawczo-Rozwojowego nr 11.1 „Ochrona człowieka w środowisku pracy”. Możemy być dumni, że obok wspierających nasz Instytut z pozycji przewodniczących Rady Naukowej, tak wielkich i  znamienitych uczonych światowej sławy jak profesor Ignacy Malecki, profesor Zbigniew Engel, był także profesor Jan K. Kostrzewski.

Prezes reaktywowanej w 1989 roku Polskiej Akademii Umiejętności, prof. dr Gerard Labuda, pisał w 1994 roku:

 

...pragnę się zwrócić raz jeszcze z szczególnie gorącym podziękowaniem za wsparcie udzielone tej instytucji w przełomowym okresie jej wskrzeszania, a mnie osobiście za najżyczliwszą pomoc i dobrą radę. Wiem i zawsze daję temu wyraz, że bez Pańskiego wsparcia i poparcia u Prezydenta RP gen. W. Jaruzelskiego, który, wbrew niektórym radom z swego otoczenia, zdecydował się podpisać akt powołujący Zarząd, nasze usiłowania byłyby spotkały się z dużymi oporami. Pisze te słowa świadomy ich znaczenia dla potomnych....

Prof. Mirosław Mossakowski, wówczas Sekretarz Wydziału Nauk Medycznych, a potem Prezes Polskiej Akademii Nauk, w liście skierowanym do J. Kostrzewskiego z okazji jego 80-tych urodzin napisał między innymi:

 

...brał Pan udział w kształtowaniu globalnej polityki zdrowotnej, promowaniu ochrony zdrowia i profilaktyki, zwalczania epidemii i upowszechniania szczepień ochronnych. Dane było Panu osobiście uczestniczyć w jednym z najważniejszych i najbardziej spektakularnych wydarzeń medycznych, jakim było wykorzenienie ospy prawdziwej. Jest Pan uznanym międzynarodowym autorytetem w dziedzinie działań profilaktycznych i epidemiologii. Cieszy się pan głębokim szacunkiem i uznaniem na całym świecie wśród ludzi, którym bliska jest problematyka zwalczania chorób zakaźnych i profilaktyki zdrowotnej. [...] Przez lata kierował Pan resortem zdrowia jako Główny Inspektor Sanitarny, a potem Minister Zdrowia i Opieki Społecznej. Lata te zaznaczyły się wprowadzeniem pojęcia „zdrowie publiczne" do świadomości pracowników ochrony zdrowia, rozwojem działalności profilaktycznej i ukształtowaniem struktur organizacyjnych opieki zdrowotnej. Wykształcił Pan licznych epidemiologów, którzy wraz ze swoimi już uczniami kształtują i rozwijają tę dziedzinę wiedzy i umiejętności lekarskich. [...] Jest Pan związany z Polską Akademią Nauk osiągając w niej najwyższe godności i najcięższe obowiązki. Przez kilka kadencji był Pan Sekretarzem Wydziału Nauk Medycznych Akademii, odciskając niezatarte piętno swojej osobowości na jego charakterze i działalności. Był Pan Wiceprezesem i Prezesem Polskiej Akademii Nauk w latach niezwykle trudnych dla nauki i całego społeczeństwa. W owych latach niełatwych wyborów i decyzji nie wystarczało dla kierowania Akademią samo doświadczenie naukowe i organizacyjne. Wykazał Pan wówczas, Panie Profesorze, wiele taktu, kultury i rzeczowości, niezbędnych dla zachowania integralności Akademii i pozycji społecznej nauki. [...] W ciągu swojego życia wykreował Pan, Panie Profesorze, sylwetkę twórczego uczonego, żywo zainteresowanego życiem publicznym i aktywnie w nim uczestniczącego. Dokumentowała to nie tylko pana zawodowa i organizacyjna działalność. Dowody tej postawy przynosi piękny, zasługujący na głęboki szacunek wojenny fragment Pana biografii, znaczony udziałem w działalności konspiracyjnej i walką w Powstaniu Warszawskim 1944r., a w latach późniejszych włączenie się z całą energią w odbudowywanie zniszczonych przez wojnę wartości duchowych i materialnych kraju.

W 2004 roku, w którym obchodzono 85-lecie służb sanitarno-epidemiologicznych i 50-lecie Państwowej Inspekcji Sanitarnej, przedstawiciele Ministerstwa Zdrowia napisali:

 

Udział Pana w tworzeniu dzisiejszego wizerunku służb sanitarno-epidemiologicznych jest nie do przecenienia. Stworzył Pan podstawy polskiej, nowoczesnej epidemiologii, które przyniosły Panu zasłużony szacunek i uznanie w kraju i zagranicą. Tworzona Polska Szkoła Epidemiologiczna była ukoronowaniem wielu lat trudu i poświęcenia, niełatwych lat, ponieważ wynikały zarówno z osobistych przeżyć, jak i historycznych zawirowań, które dotknęły nasz kraj. Wielkim szacunkiem darzymy Pański wkład w rozwój Państwowej Inspekcji Sanitarnej.[1]

 

...Państwowa Inspekcja Sanitarna powołana w 1954 roku mogła skutecznie realizować swoje cele i zadania głównie dzięki temu, że dysponowała dobrze wykształconą kadrą. Dobre przygotowanie merytoryczne i fachowe pracowników stacji to w znacznej mierze wynik działalności Pana Profesora. Ma Pan duże zasługi, o wręcz zasadniczym znaczeniu, w organizacji Oddziału Sanitarno-Higienicznego Wydziału –Lekarskiego Akademii Medycznej, a od 1967 roku działającego w Państwowym Zakładzie Higieny, co umożliwiło sprawne i nowoczesne kształcenie podyplomowe lekarzy i innych pracowników z wyższym wykształceniem zatrudnionych w Stacjach. Pod kierunkiem pana Profesora przygotowano programy specjalizacji, organizowano kursy specjalistyczne z zakresu epidemiologii i higieny, wypracowano system prowadzenia egzaminów specjalizacyjnych.[2]

 


[1] Andrzej Trybusz, Marek Ludwik Grabowski i Seweryn Jurgielaniec

[2] Paweł Policzkiewicz - Główny Inspektor Sanitarny

 

List prof. Wiesława Jędrychowskiego - Kierownika Katedry Epidemiologii i Medycyny Zapobiegawczej Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Medicum, skierowany do J. Kostrzewskiego w dniu jego 85 urodzin:

 

Mija ponad 35 lat od mojego pierwszego spotkania z Panem Profesorem przy okazji organizowanych przez Pana w prekursorskich badań prospektywnych nad przewlekłymi chorobami układu oddechowego. Badania te, zorganizowane na wielką skalę, okazały się być krokiem milowym w rozwoju epidemiologii w Polsce i zapoczątkowały rozwój badań epidemiologicznych w chorobach przewlekłych. Wspomniane przeze mnie badania krakowskie należą dzisiaj do klasyki epidemiologii środowiskowej w skali światowej.

Można powiedzieć, że tak jak król Kazimierz Wielki ,, zastał Polskę drewnianą, a pozostawił murowaną", tak Pan Profesor zastał epidemiologię w Polsce powojennej jeszcze w okowach myśli i praktyki ubiegłego wieku, ale dzięki swej inicjatywie i wytężonej pracy dostosował ją do wymogów współczesności i wprowadził w XXI wiek.

Trwale podwaliny dzisiejszych - a także przyszłych osiągnięć tej dyscypliny w Polsce - nie tylko w chorobach zakaźnych, ale przede wszystkim w chorobach przewlekłych (tak w skali poznawczej jak i we wdrażaniu do zdrowia publicznego), stworzone zostały przez Pana Profesora i Jego Szkołę.

Dzięki szczęśliwym dla mnie okolicznościom zostałem przyjęty przez pana Profesora do zespołu badawczego realizującego w Krakowie od 1965 roku wspomniane badania epidemiologiczne. Fakt ten miał przełomowe znaczenie dla mojej dalszej kariery akademickiej. Od tego czasu bowiem momentu zaczęła się moja fascynacja epidemiologią, dla której bez żalu porzuciłem karierę klinicysty. Zainteresowanie epidemiologią zawdzięczam w znacznej mierze właśnie Panu Profesorowi, ponieważ pod kierunkiem Pana Profesora stawiałem pierwsze kroki jako epidemiolog i bez którego pomocy i cennych rad nie mógłbym sobie wyobrazić swego rozwoju naukowego w tej dziedzinie.

Od samego początku Pan Profesor imponował mi olbrzymią wiedzą i doświadczeniem w dziedzinie epidemiologii i na zawsze pozostał dla mnie niedoścignionym wzorem. Wielka osobowość Pana Profesora i prawdziwa życzliwość, a także serdeczność - chociaż zakamuflowana - zawładnęły mną całkowicie. Muszę zauważyć, że Pan Profesor ma unikalny dar i zdolność ulepszania tych, którzy zetknęli się z Nim, chociaż nawet na krótko. Trudno to określić lub wyrazić na czym to polega, ponieważ czyni to w sposób nieuchwytny. Myślę, że to charyzma jaką posiada Pan Profesor jest tym co przyciąga w szczególny sposób ludzi nauki do Pana Profesora. I w tej charyzmie nie chodzi tylko o inspirowanie działalności naukowej, która zresztą dzięki wielkiej intuicji badawczej Profesora zawsze okazywała się być tak bardzo owocna. Ta charyzma - te specyficzne cechy osobowości, którymi Dostojny Jubilat jest obdarzony - sprawiają, że ulega się fascynacji kolejnym proponowanym przez Niego wyzwaniom, że chce się myśleć i działać podobnie. Imponującym jest to, że motywem wszystkich działań Pana Profesora - czy to na niwie naukowej, czy to społecznej - nigdy nie było oczekiwanie nagrody, czy aplauzu publicznego. To wewnętrzna potrzeba, przekonanie, że trzeba „zrobić to lub to, bo tego wymaga chwila", kierowały Pana Profesora ku nowym wyzwaniom, nawet jeśli momencie były one niepopularne.

Jeden z amerykańskich filozofów napisał w swojej monografii „że człowiek, który przeszedł wszystkie szczeble ewolucji to ten, który ceni innych bardziej niż siebie, ceni bardziej dobro ogółu niż jednostki oraz ceni bardziej przymioty ducha niż przymioty ciała i świata fizycznego". Jestem przekonany, że w osobie Pana Profesora miałem szczęście takiego człowieka w życiu spotkać. I za to, Panie Profesorze, dziękuję Panu szczególnie.

... jest człowiekiem i badaczem, którego prawość, energia i wielka pracowitość zjednują szacunek ludzi, którzy mieli okazję bliżej z nim współpracować. Zarówno cechy jego charakteru, jak i rozległa wiedza powodują, że wielu młodych jego współpracowników widzi w nim swój wzór do naśladowania.

 

Gałązka A, Jan Karol Kostrzewski; Nauka Polska, nr 5,1969, 59-63

Pracowitość to zasadnicza cecha jego charakteru, a może osobowości. Ale była to praca poprzedzona inicjatywą — inwencją twórczą. Spostrzegał potrzebę rozwiązania zagadnień, które były w danej chwili ważne, ale, co więcej, widział potrzebę podejmowania prac dotyczących zagadnień, które dopiero z biegiem czasu okazały się bardzo ważne. Zdolność przewidywania i perspektywicznej oceny hierarchii potrzeb wynikała z jego stałego pogłębiania wiedzy, śledzenia na bieżąco naukowej literatury fachowej i utrzymywania kontaktu z praktyką, z osobami z tzw. terenu. Bardzo starannie przygotowywał się do udziału w konferencjach, dyskusjach itp. – i tego surowo wymagał od. współpracowników. [...] Cenił punktualność – w sensie czasu rozpoczęcia dnia pracy czy wykładu, ale również w sensie rozliczenia się z wykonanego zadania, przygotowania publikacji czy przedstawienia pracy doktorskiej. Nie lubił plotek, nie znosił donosicielstwa, nie cierpiał uniżoności, nie lubił, gdy składano mu życzenia, gratulacje... 

 

 

 Naruszewicz- Lesiuk D, Magdzik W, Jan Karol Kostrzewski - Biografia

Profesora Jana Kostrzewskiego wspomina prof. Danuta Naruszewicz-Lesiuk, w rozmowie z Edytą Hetmanowską:

 

Pani Profesor, jakie wartości przekazał Pani prof. Jan Kostrzewski?

Zasadniczą wartością przekazaną przez prof. Kostrzewskiego było zrozumienie roli epidemiologii. A także rzetelność w pracy oraz szacunek dla ludzi: dla ich pracy i czasu. Profesor mówił, że podstawą dobrych stosunków międzyludzkich i uzyskania dobrych wyników pracy jest właśnie szacunek. Nie lubił szczególnego sposobu wyrażania uznania, a więc życzeń, gratulacji. Mówił, że wynik broni się sam. Efektem wychowania przez profesora jest dyscyplina mówienia, wyrażania opinii i punktualność.

Czego się Pani nauczyła od Profesora w kontekście pracy zawodowej?

Przede wszystkim szacunku dla epidemiologii i jej zrozumienia, bo bez dobrego zrozumienia zasad epidemiologii, nie można w ogóle dobrze pracować naukowo w zawodach medycznych. Mimo iż był w Polsce inicjatorem epidemiologii chorób niezakaźnych, sam osobiście Profesor poświęcił się zapobieganiu chorobom zakaźnym. Temu zagadnieniu była poświęcona cała otoczka naszej pracy. Zajmowaliśmy się szczepieniami, szczepionkami, a przede wszystkim bezpieczeństwem i skutecznością epidemiologiczną szczepień.

Jak profesor zaczął budować epidemiologię w Polsce?

Profesor zaczął program rozwoju epidemiologii w Polsce od precyzyjnego sformułowania przedmiotu epidemiologii. Opracował definicję epidemiologii, jako działu nauk medycyny praktycznej, poświęconej badaniu warunków wpływających na powstawanie i szerzenie się chorób w społeczeństwie, oraz ocenie skuteczności środków i metod stosowanych w zapobieganiu im i zwalczaniu. Mając taką wizję, zaczyna tworzyć Zakład. Wiedział, że ma zatrudnić lekarzy, lekarzy weterynarii, ale też matematyków, którzy wiedzieli, jak analizować dane, żeby były wiarygodne. W tym czasie powstają stacje sanitarno-epidemiologiczne. Prof. nawiązuje kontakt ze stacjami sanitarnymi i szkoli ich pracowników w PZH. Współpraca ze stacjami była stawiana jako najwyższy priorytet.

Co zawdzięczamy prof. Kostrzewskiemu?

Przygotowanie pracowników stacji sanitarno-epidemiologicznych pod względem merytorycznym, uporządkowanie legislacyjne, opracowanie programu szczepień zwanego kalendarzem szczepień, wprowadzanie kolejnych nowych szczepień, nadzór sanitarny nad zachorowaniami na choroby zakaźne. Zawdzięczamy mu opanowanie ogromnych epidemii okresu powojennego: błonicy, duru brzusznego, zatruć pokarmowych, oraz opanowanie polio.


https://www.medexpress.pl/jubileusz-100-lecia-urodzin-prof-dr-hab-n-med-jana-karola-kostrzewskiego/64306

ZAKOŃCZENIE; LISTY, OPINIE, ARTYKUŁY

W opublikowanym w Medicine Tribune artykule "Piękne życie" dr Krzysztof Kuszewski, ekspert ds. zdrowia publicznego,  napisał:

 

Sto lat temu urodził się Profesor Jan Karol Kostrzewski. Pochodził z zasłużonej dla nauki krakowskiej rodziny, jednak przez drugą wojnę światową samodzielnie odbył drogę od karmiciela wszy w PZH do prezesa PAN.

Jego życie to przykład, że mocna i szlachetna osobowość jest w stanie odnaleźć dobrą drogę w trudnych czasach. Działał w AK-owskim podziemiu, przygotowując plany sanitarne. Brał udział w Powstaniu Warszawskim, był więźniem hitlerowskiego obozu. Proszę zwrócić uwagę na fakt, że od początku zajmował się chorobami zakaźnymi, gdyż przed erą szczepień było to wielkie zagrożenie społeczne. Był epidemiologiem o najwyższej randze międzynarodowej. Powiem nawet, że był bardziej znany w świecie niż w kraju. Przewodniczył Światowej Radzie Badań Biomedycznych, był też przewodniczącym Rady Wykonawczej WHO, ale te wysokie stanowiska były wynikiem Jego osiągnięć naukowych i organizacyjnych w Polsce, która po wojnie musiała zwalczyć jej zdrowotne skutki, w tym również wędrówkę milionów ludzi ze wschodu na zachód. Stąd zainteresowania durem brzusznym i plamistym, błonicą, polio i wreszcie wprowadzenie dziesięć lat po wojnie programu powszechnych, obowiązkowych szczepień, z których wywodzi się obecny kalendarz szczepień i polski sukces w tej dziedzinie.

Na światowej liście najważniejszych osiągnięć biomedycznych są wpisane trzy Jego odkrycia; rola nawrotów duru wysypkowego, określenie ryzyka zachorowań na porażenia polio i wykazanie skuteczności szczepionki przeciw durowi brzusznemu. W kraju z Jego inicjatywy wprowadzono państwową kontrolę surowic i szczepionek oraz rozpoczęto produkcję podstawowych szczepionek, które powstrzymały epidemie błonicy, tężca i krztuśca. Przewodniczył międzynarodowej komisji, która ogłosiła świat wolnym od ospy. Równocześnie był jedynym bezpartyjnym ministrem w rządzie Józefa Cyrankiewicza.

Miał w sobie charyzmę, która budziła szacunek zarówno w świecie nauki, jak i polityki. Miał odwagę mieć swoje własne zdanie w bardzo trudnych dla Polski momentach. Niemal do końca życia był związany z Państwowym Zakładem Higieny, a konkretnie z Zakładem Epidemiologii. […] Skromny, pracowity, wielki człowiek.

Ewa Kostrzewska

Opisanie niezwykle bogatego w wydarzenia i wypełnionego pracą życia mojego Ojca, nie było proste. Pozostawił ogromną ilość prac, dokumentów i kilkanaście oficjalnych życiorysów pisanych w różnych latach. Brakowało tylko jednego - osobiście przekazywanych wspomnień i opisów zdarzeń, których był świadkiem.

Nie należał do osób wylewnych i niełatwo było go skłonić do przekazania jakiekolwiek wrażeń czy relacji związanych z wykonywaną pracą, a zwłaszcza do podzielenia się wspomnieniami z trudnych lat wojny i okresu powojennego. Czym się kierował wybierając taką, a nie inną drogę? W jakim stopniu doświadczenia z lat młodości i przede wszystkim z okresu wojny, ukształtowały jego charakter, sposób patrzenia na rodzinę, otaczający go świat, politykę, a przede wszystkim zwyczajne życie? Przez lata, obserwując to jak postępował, w jakim stopniu i po której stronie angażował się w sprawy społeczne, czy dokonywał wyborów politycznych, przekonałem się, że oceniając taką a nie inną jego postawę w wielu kwestiach, muszę wziąć pod uwagę to wszystko z czym zetknął się w swoim życiu - życiu jakże trudnym i znaczonym wielu tragediami, a jednocześnie wypełnionym ciekawą i wykonywaną z niezwykłą pasją pracą.

I tak, z bardzo nielicznych skrawków własnoręcznie spisanych faktów, relacji Mamy oraz zakamarków własnej pamięci, usiłowałem odtworzyć jego drogę życiową, a także zrozumieć pewne posunięcia i wybory jakich dokonywał na przestrzeni blisko dziewięćdziesięcioletniego życia.

Początkowo miałem zamiar opisać życie i pracę Ojca po prostu dla zachowania pamięci o nim i jego osiągnięciach. Jednak w miarę jak coraz bardziej zagłębiałem się w treść dokumentów, odbitek prac, artykułów i wywiadów prasowych czy oficjalnych sprawozdań, zdałem sobie sprawę, że mam przed sobą nie tylko powojenną historię polskiej i światowej epidemiologii oraz walki z chorobami zakaźnymi, ale także dotyczący blisko pół wieku wycinek historii ochrony zdrowia, jej ewolucji i zmian organizacyjnych.

W sposób szczególny zwróciłem uwagę na to, w jak istotnym stopniu wyniki pracy, którą wykonano na przestrzeni dziesięcioleci, zależały od harmonijnego współdziałania ogromnej liczby osób, konsekwentnie dążących do założonych celów. Niewątpliwie wkład Ojca w rozwój dziedzin, jakim poświęcił swoje życie zawodowe, był niezwykle istotny. Myślę jednak, że poza wykonaniem tytanicznej pracy i umiejętnością kierowania zespołami ludzkimi, jego zasługą było to, że potrafił zgromadzić wokół siebie ludzi, dla których wyznaczone cele stały się ich własnymi celami, potrafił z nimi współdziałać, i co niezwykle ważne, słuchać i korzystać z ich indywidualnego spojrzenia na wiele spraw i problemów. Uważam, że właśnie to pozwoliło zarówno jemu, jaki i polskiej szkole epidemiologii, którą współtworzył, osiągnąć rezultaty doceniane w całym świecie. Dlatego też, to co piszę, jest nie tylko próbą przedstawienia historii jego zawodowego życia, ale również pewnym wycinkiem historii nauki, medycyny i służby zdrowia, tworzonej przez wielu znanych, ale także bezimiennych ich przedstawicieli. Bez nich, wiele, nawet najbardziej słusznych koncepcji, nie udałoby się zrealizować.

 

Spędzaliśmy z Ojcem stosunkowo niewiele czasu, co wcale nie oznaczało, że nie odczuwaliśmy z siostrami jego obecności. Rytuałem były rodzinne, codzienne kolacje i niedzielne obiady. W dawnych latach, gdy żyli jeszcze nasi Dziadkowie,  spotkania naszej, dość licznej rodziny, odbywały się w czerwcu, w ich domu na Woli Justowskiej w Krakowie. Wszystko to tworzyło pewną szczególną atmosferę, której znaczenie zacząłem doceniać i rozumieć znacznie później niż w okresie dzieciństwa.

Przez wiele lat część letnich wakacji spędzaliśmy z Rodzicami i siostrami. Najczęściej był to Biały Dunajec i dom, w którym od lat 20. ubiegłego wieku wakacje spędzali jeszcze nasi Dziadkowie. Wyjazdy te były dla nas wszystkich dobrą szkołą życia. Ileż razy wspominaliśmy nasze poranne, niezależne od pogody i temperatury wody, kąpiele w, wtedy jeszcze czystej i pełnej jasnych, krągłych kamieni rzece o takiej samej nazwie jak wieś, przez którą płynęła. 

Na strychu domu można był znaleźć sprzęt sportowy, z którego korzystało poprzednie pokolenie – kulę, dysk, oszczep, szczudła, czy ciągle jeszcze sprawny rower z drewnianymi obręczami kół.

Ojciec w sposób niezwykle spokojny, lecz bardzo konsekwentny, przekazywał nam swoje doświadczenia życiowe. Na zawsze w mojej pamięci pozostaną rodzinne wyprawy w Tatry, zwłaszcza te, które okazały się być prawdziwą szkołą charakteru i dowodem znajomości gór. Właśnie wtedy, w środku lata, po nagłej zmianie upalnej, słoneczniej pogody, idąc Orlą Percią wśród wiatru, deszczu ze śniegiem i błyskawic, nabieraliśmy szacunku dla gór i przyrody oraz zdobywaliśmy umiejętności radzenia sobie w życiu. W takich chwilach mogliśmy docenić mądrość, doświadczenie Ojca i jego zdolność przewidywania najtrudniejszych sytuacji. Wtedy też zaczynaliśmy rozumieć, dlaczego wychodząc na wycieczkę w góry musieliśmy nosić nie tylko prowiant, ale też ciepłe, wydawałoby się zupełnie zbędne ubrania na zmianę, na co tak bardzo zżymaliśmy się pakując plecaki w bezchmurny, często upalny poranek. Wędrowaliśmy też po okolicach Białego Dunajca, Poronina, Gliczarowa czy Bańskiej. Do Szaflar jeździliśmy zbierać rydze, a czasem łowić raki w płynącym przez pola strumieniu. W okolicznych lasach zbieraliśmy grzyby i maliny. 

Jedną z pasji Ojca było wędkowanie. Z góralami - kolegami z lat młodości, łowił pstrągi w Dunajcu i Białce. Towarzyszyliśmy naszym gospodarzom w wyprawach wozem konnym na Halę Waksmundzką, gdzie wypasali owce, a w szałasach, przy watrze, ugniatali oscypki.

 

W późniejszych latach wakacje spędzaliśmy pod namiotami, najczęściej na Mazurach, ale także na Pojezierzu Pomorskim. W ciągu roku, jeśli tylko Ojciec znalazł wolną chwilę, jeździłem z nim nad jeziora. Ja, nie mając specjalnego zacięcia do wędkowania, zajmowałem się głównie wiosłowaniem. Wydaje mi się, że dla Ojca złowienie szczupaka lub innej ryby nie było w czasie tych wypraw najważniejsze. Woda i łódź przypominały mu zapewne lata, w których z sukcesami zawodniczo uprawiał wioślarstwo w krakowskim Akademickim Związku Sportowym.

Na przełomie lat 60. i 70. rodzinne, letnie wakacje spędzaliśmy w dziewiczych i dzikich Bieszczadach. „Polem namiotowym” była zwykła łąka pod lasem, którą kiedyś, w nocy, odwiedził nawet niedźwiedź, przypuszczalnie zainteresowany nieczęstymi gośćmi. Wędrowaliśmy po połoninach i po okolicznych lasach pełnych grzybów, kąpaliśmy się w Sanie lub później, w powstającym wtedy Zalewie Solińskim.

Coroczne zimowe, kilkudniowe wypady w góry odbywały się w męskim gronie. Dla ojca unieruchomienie przez wiatr halny kolejki na Kasprowy Wierch czy wyciągów, nie było powodem rezygnacji z nart. Przez zasypany szlak, z nartami na ramieniu, brnęliśmy w głębokim śniegu, docierając na Kalatówki, halę Kondratową czy Dolinę Jaworzynki, by po krótkim pobycie w schronisku zjechać do Zakopanego.

 

Śledząc drogę życiową Ojca, jego pracę i dokonania, zastanawiałem się wielokrotnie nie tylko nad jego niezwykłą pracowitością, zdolnościami, znajomością kilku języków, szeroką wiedzą i umiejętnością organizacji własnego czasu, ale także nad nieocenionym wkładem, w Jego i nasze życie, jeszcze jednej osoby - naszej Mamy. Bez Niej trudno byłoby sobie wyobrazić możliwość tak intensywnej działalności Ojca na polu zawodowym i naukowym, przy jednoczesnym utrzymaniu więzów rodzinnych i szczególnej domowej atmosfery w jakiej przyszło się wychowywać nam, dzieciom. I, co więcej, nie zahamowało to jej determinacji i chęci wędrówki własną, niełatwą ścieżką kariery zawodowej.  

 

Opisując życie mojego Ojca, a przede wszystkim pracę, która była niewątpliwie jego pasją, skupiłem się na próbie odtworzenia jego uczestnictwa w zwalczaniu chorób zakaźnych, propagowaniu szczepień oraz wkładu w rozwój epidemiologii i organizacji ochrony zdrowia, a także działań, których naczelnym celem była poprawa stanu zdrowia ludzi w kraju i na świecie. Ich realizacja, na przestrzeni kilkudziesięciu lat zawodowego życia, była możliwa dzięki pracy całej rzeszy specjalistów z różnych dziedzin medycyny i organizacji ochrony zdrowia, ekspertów, naukowców oraz pracowników administracji poszczególnych krajów.

Uznaje się go za twórcę współczesnej, polskiej szkoły epidemiologii. Zakres jego działalności w tej dziedzinie i wkład w rozwój tej dziedziny medycyny był naprawdę imponujący. Droga, którą kroczył miała swój początek w pracowniach Państwowego Zakładu Higieny, gdzie karmił wszy i brał udział w produkcji szczepionek, a potem wiodła przez kolumny przeciwepidemiczne działające na terenach powiatów wschodniej Polski, służby sanitarne w czasie powstania warszawskiego oraz obozy jenieckie gdzie zmagał się z panującymi tam chorobami zakaźnymi.

 

Przez długi czas epidemiologia była kojarzona wyłącznie z chorobami zakaźnymi. Epidemie schorzeń zbierających tragiczne żniwo i pozbawiających życia tysiące istnień ludzkich, wymagały zorganizowania nowoczesnej, sprawnej służby przeciwepidemicznej i wykształcenia odpowiedniej liczby specjalistów.

 

W drugiej połowie lat 40. XX wieku J. Kostrzewski prowadził prace poświęcone, między innymi, epidemiologii duru wysypkowego i gorączki okopowej oraz innych, wówczas powszechnie występujących w kraju chorób zakaźnych. Doświadczenia zebrane w tym okresie stały się jednym z argumentów decydujących o powierzeniu mu, w roku 1950, obowiązków organizatora Działu Epidemiologii Państwowego Zakładu Higieny w Warszawie.

Po kilkuletniej pracy w Krakowie trafił do Warszawy, gdzie zorganizował od podstaw Dział, a potem Zakład Epidemiologii w Państwowym Zakładzie Higieny.

Praca naukowa, przygotowanie programu szkolenia z zakresu epidemiologii dla studentów Akademii Medycznej w Warszawie i prowadzone z nimi zajęcia dydaktyczne, kształcenie kadr służby sanitarno-epidemiologicznej, udział w przygotowaniu programu specjalizacji z epidemiologii i w prowadzeniu egzaminów specjalizacyjnych - wszystko to przyczyniło się do rozwoju tej specjalności medycznej. Forum dla wymiany doświadczeń i przedstawiania wyników badań były konferencje i zjazdy naukowe poświęcone całemu spektrum problemów dotyczących epidemiologii, jak również chorobom zakaźnym, chorobom społecznym i organizacji ochrony zdrowia.

J. Kostrzewski łączył rozległą wiedzę z doświadczeniem, umiejętnością pracy koncepcyjnej jak również, co niezwykle istotne, z umiejętnością współpracy z osobami, których pracą kierował. Musiał też posiadać duże zdolności organizacyjne oraz umiejętność syntezy i wyciągania wniosków, o czym świadczą liczne, opracowane przez niego raporty stanowiące pokłosie prac większych grup ekspertów, albo własnej działalności w charakterze konsultanta lub doradcy. Biorąc udział w ustalaniu ram programów wprowadzanych potem w życie w wielu krajach świata, należał do wąskiego grona specjalistów, którzy potrafili nie tylko przedstawić pewne założenia ich funkcjonowania, ale także doprowadzić do realizacji wytyczonych celów. Przypuszczalnie nie było też dziełem przypadku to, jak często obejmował przewodnictwo formalnych i nieformalnych spotkań grup ekspertów, konferencji, zjazdów naukowych, komisji czy grup roboczych obradujących w wielu krajach świata.

Wyjazdy w charakterze eksperta, konsultanta lub czasowego doradcy poprzedzał zawsze wnikliwą analizą programów i etapu ich realizacji, sporządzonych wcześniej raportów oraz warunków działania służby zdrowia oraz instytucji naukowych i edukacyjnych w odwiedzanych krajach. W razie potrzeby zbierał również informacje dotyczące gospodarki, rolnictwa, żywienia, warunków życia ludności czy infrastruktury danego regionu lub kraju. Odwiedzał ośrodki zdrowia i szpitale, instytucje naukowe zajmujące się badaniami w dziedzinie medycyny, higieny, żywienia, a także placówki kształcące kadry specjalistów na potrzeby realizacji założonych celów. Nie ograniczał się do rozmów z wysokimi urzędnikami administracji państwowej, nie zamykał się w zaciszu pracowni badawczych czy gabinetów, ale często odwiedzał miejsca gdzie panowały epidemie i obszary będące endemicznymi ogniskami zwalczanych chorób, nie unikając kontaktów z chorymi. W efekcie powstawały wielostronicowe sprawozdania i dokumenty, pisane odręcznie, starannym pismem, tworzone często w czasie wielogodzinnych, międzykontynentalnych podróży samolotem. Zawierały wskazówki dalszych działań krajów czy organizacji na rzecz których pracował. Te z kolei stawały się elementami przygotowanych programów, których celem była poprawa stanu zdrowia mieszkańców poszczególnych krajów czy regionów świata.

 

Nawet wtedy, gdy mówił lub pisał o wydarzeniach, w których odgrywał absolutnie kluczową rolę lub był wręcz autorem przedstawianych koncepcji, nigdy nie podkreślał własnych dokonań. W zachowanych rękopisach i maszynopisach wystąpień trudno dopatrzyć się autopromocji. Trudno się w nich dopatrzyć słowa „ja”, natomiast można w nich raczej znaleźć określenia - „wielu epidemiologów”, „wielu specjalistów z Polski”, „przedstawiciel naszego kraju” - choć w wielu przypadkach wiadomo było, jak znaczący wkład on sam wniósł w wiele z tych dokonań i że to, o czym mówił lub pisał, dotyczyło właśnie jego pracy. Wspominając swoje studia na Uniwersytecie Harvarda, napisał:

 

Nie zabiegał o zaszczyty. Nawet wtedy gdy doceniano jego naprawdę istotne osiągnięcia, nigdy o tym nie opowiadał. Potrafił natomiast docenić pracę innych, nie tylko wybitnych postaci nauki polskiej, ale także wielu szeregowych pracowników z jakimi przyszło mu współpracować. 

Z zachowanych listów można wyczytać jego wkład i pomoc jakiej udzielał w rozwiązaniu wielu, często osobistych, problemów. 

Pisali nie tylko naukowcy i lekarze, ale także ci, z którymi, niezależnie od pełnionych funkcji, nie zrywał kontaktów - współpracownicy czy osoby szukające wsparcia w istotnych dla nich sprawach codziennego życia. Zachowały się między innymi listy z podziękowaniami od tych, dla których pomoc i wsparcie w sytuacji w jakiej znaleźli się w pamiętnym roku 1968, naprawdę wiele znaczyły. Serdeczne i bezpośrednie relacje utrzymywane z kolegami z dawnych lat, mieszkańcami  często odwiedzanego już od lat młodzieńczych Białego Dunajca, znajdują nieco humorystyczne, ale jakże wiele mówiące odbicie w jednym ze skierowanych do niego listów, zaczynającego się od słów - „Panie Ministrze Jasiu

Przedstawiam kilka z kilkudziesięciu zachowanych listów, nadesłanych przez współpracowników, naukowców i polityków, w których ich autorzy dawali wyraz uznaniu dla jego dokonań w długim i bogatym w wydarzenia życiu zawodowym i naukowym.

 

Zakład Epidemiologii w Państwowym Zakładzie Higieny stał się dla Ojca czymś więcej niż po prostu miejscem pracy. Niezależnie od stanowisk jakie piastował, miejsc i instytucji, w których pracował, Zakład  zawsze był miejscem wyjątkowym. Dość często wyjeżdżałem po niego na lotnisko, gdy wracał z licznych podróży zagranicznych. Padało sakramentalne pytanie - dokąd teraz? I ta niezmienna odpowiedź - Wstąpmy na chwilę do Zakładu. Potem do domu.

Z tym miejscem musiała wiązać Ojca jakaś nieuchwytna więź. Zakład Epidemiologii stworzył od podstaw i pracował w nim przez kilkadziesiąt lat. Zatrudnił ludzi młodych, z otwartymi umysłami i chętnych do ciężkiej, systematycznej pracy. Prezentował dokonania swoje i swoich współpracowników w kilkudziesięciu krajach. Wychował całe pokolenie znakomitych epidemiologów. Oni też, pracując w kraju i poza jego granicami, rozwijali polską myśl medyczną i wnieśli znaczący wkład w rozwój epidemiologii w świecie. Oni też o swoim nauczycielu napisali: 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


 

Związki z Zakładem Epidemiologii i sposób w jaki Ojciec traktował to miejsce, pozwala uświadomić sobie jedno - niezależnie od tego, gdzie zaprowadzą nas zawodowe losy, jakie stanowiska nam zaproponują, zawsze musimy mieć miejsce, do którego można wrócić; miejsce, w którym czujemy się potrzebni, miejsce, w którym liczy się to, co najważniejsze - praca, która jest dla nas czymś szczególnym i która niesie za sobą poczucie spełnienia oraz wewnętrznej satysfakcji.